StudniaDusz Wiki
Register
Advertisement

Poniżej spisane bajania stanowią zlepek dziesiątek podań, przypowieści i bajdurzeń przekazywanych z pokolenia na pokolenie, przez setki lat. Nie jest to jedyna, ani tym bardziej prawdziwa Historia Świata i Panteonu, o czym świadczą liczne odwołania do Lodor, mylnie postrzeganego jako główna arena zmagań Bogów.

Poniższy tekst obrazuje pojęcie Lodorczyków i mieszkańców Archipelagów Wschodnich Mórz, o Bogach, ich pochodzeniu oraz rodowodzie poszczególnych ras.

Graczom zaś daje pojęcie, jak mieszkańcy tej części Świata widzą jego historię.

Lodorska Mitologia

Dzieje świata o nazwie Studnia Dusz sięgają zamierzchłych czasów, gdy cała materia świata była nieuporządkowana. Wtedy właśnie z poszczególnych żywiołów: eteru, ognia, wody, powietrza i ziemi wyłonili się pierwsi bogowie. Nazywano ich prastarymi, lecz teraz wiedza o nich całkiem zaginęła. Te potężne istoty ciekawe rezultatu uporządkowały wszystkie żywioły tworząc kolejne warstwy ziemi. To, co uzyskali uznali za wielki sukces. Postanowili, zatem stworzyć mieszkańców swego pięknego dzieła. Tak powstali bogowie znani dziś na Studni Dusz. Jako pierwszy stworzony przez boga materii gwiezdnej został stworzony Torm, strażnik porządku w świecie. Drugi z bogów żywiołu, ogień zazdrosny o potęgę eteru stworzył zdradzieckiego i złego boga Malada. Już wtedy zaczęła się rywalizacja pomiędzy tymi najstarszymi bóstwami i trwa ona do dzisiaj. Następna w kolejności bogini wody stworzyła Uronię, panią dobra i zaciekłego wroga zła. Kolejny był wiatr. Podszedł neutralnie do potyczek swego rodzeństwa i stworzył boga, który charakteryzował się cechami wiatru – był szybki, nieuchwytny i niewidoczny. Był to bóg Fradoc. Ostatnia z rodzeństwa ziemia postanowiła stworzyć kogoś, kto opiekowałby się nią. Stworzyła Calyril. Tych pięciu bogów było pierwszymi istotami, które chodziły po świecie znanym jako Studnia Dusz.
Bogowie żywiołów nie interweniowali w potyczki swych dzieł. Mogli oni robić, co tylko chcieli. Lecz postawiono im jeden warunek. Nie mogli naśladować bogów żywiołów w celu stworzenia żyjących istot. Bogowie zaakceptowali to, lecz wraz z upływem czasu coraz mniej im się to podobało. Pierwszy zakaz ten złamał Malad. Wykorzystując część samego siebie stworzył innego boga – Oweodda. Bóg ten otrzymał od Malada prawie całą władzę nad żywiołem, z którego ów się zrodził – nad ogniem. Malad był bardzo zadowolony ze swego dzieła. Ze względu na władzę Oweodda nad ogniem postanowił użyć go do zniszczenia swoich rywali – Torma i Uronii. Lecz, mimo iż starał się ukryć swe dzieło Uronia dowiedziała się o jego działaniach i szybko stworzyła przeciwieństwo boga ognia, boginię lodu – Shyvaę. Od tego czasu na Studni Dusz nastały czasy nazywane Mrocznymi Dniami. Cała Studnia Dusz ucierpiała podczas tej walki. Inni bogowie ujrzawszy dzieła Uronii i Malada szybko stworzyli własnych. Tak powstał Somry, bóg walki, Puril, bóg wędrowców, Rimyr, bóg opiekujący się ziemią. Bóstwa podzieliły się na dwa stronnictwa. Od tamtego podziału dzielimy bogów na bóstwa dobra: Torma i Uronię, zła: Fradoca i Malda oraz neutralności: Calyril.
Gdy wreszcie bóstwa żywiołu zwróciły uwagę na poczynania swoich dzieł było już za późno. Całą Studnię Dusz zżerała wojna. Zasmuceni z takiego przebiegu postanowili odejść i nie ingerować w sprawy świata zostawiając go na pastwę losu. Lecz przed odejściem stworzyli jeszcze jednego boga, w którego przelali całą swoją mądrość. Był to bóg Unur, najmądrzejszy z wszystkich.
Po odejściu żywiołów wojna pomiędzy bogami trwałą nadal. W jej czasie bogowie potajemnie tworzyli nowe istoty, które miały im służyć. Tak z światła gwiazd stworzone przez Torma powstały elfy, szlachetne i dumne, z wody za sprawą Uronii powstali ludzie, tak zmienni jak morze, z ognia za sprawą Malada powstały orki, tak samo gwałtowne jak ten żywioł i z wiatru za sprawą Fradoca powstały niziołki, które odziedziczyły ze swojego pochodzenia zwinnośći nieuchwytność. Calyril nie stworzyła swoich sług, lecz jej potomek Rimyr stworzył naród krasnoludów, które mieszkały wewnątrz ziemi i nie przejmowały się sprawami. Lecz te dzieła nie były tak doskonałe jak poprzednie. Były one śmiertelne i wraz z upływem czasu umierały.
Wojna trwała jeszcze wiele stuleci, wyniszczając cały świat i żyjące tam istoty. Najbardziej ucierpiała ziemia, która musiała przechowywać szaleństwa bogów żyjących na powierzchni. Bogowie znając doskonale swoje moce i ich ograniczenia nie ścierali się osobiście, lecz wysyłali swoich sługusów prowadzących armie, aby niszczyły to, co stworzył ich przeciwnik. Lecz pewnego razu doszło do starcia dwóch bogów. Od tego starcia powstały pustynie na południu Studni Dusz. Było to starcie pomiędzy najsilniejszymi bóstwami - Tormem i Maladem. Była to straszliwa bitwa trwająca cały tydzień. Zginęło w niej mnóstwo istot. Gdy całe armie bogów zginęły osobiście rzucili się na siebie. Torm dzierżąc swą święta tarcze i miecz a Malad ze swym dwuręcznym mieczem. Podczas pojedynku zostały uwolnione ogromne energie obu bogów starających się zniszczyć przeciwnika. Z tych właśnie energii powstała kolejna boska istota – Belulas. Jego domeną jest magia i dążenie do celu, które odziedziczył od swych stwórców. Uporządkował on siły uwolnione przez bogów i stworzył magię dostępną dla śmiertelników. Bogom nie spodobało się to i dlatego Belulas nigdy nie miał bliższych kontaktów z żadnych z nich. Lecz to nie był koniec następstw tego pojedynku. Z krwi ofiar połączonej z magią powstała jeszcze jedna istota – bóg krwi Vardolos. Miał on władzę na wszystkim, co martwe i do woli stwarzał nieumarłych sługusów, którzy mu służyli. Lecz jego największym osiągnięciem było stworzenie istot na wzór siebie – wampirów. Żywią się one krwią żyjących czerpiąc z niej siłę. Tym samym wypełniają dzieło swego stwórcy, który pragnie zabić wszystko, co żyje, ponieważ przypomina mu, że sam został stworzony z martwych. Tymczasem nie zwracając uwagi na swych stwórców „bogowie stworzeni przez bogów” jak ich nazywano stworzyli kilka nowych ras. Pan ognia Oweodd stworzył rasę opartą na swych żywiole – Azerów. Opiekun wędrowców Puril stworzył opiekunki szlaków i pielgrzymów, wróżki. Unur, wszystkowiedzący stworzył rasę ciekawskich konstruktorów i badaczy. Tak powstały gnomy. Belulas widząc to co stworzyli inni bogowie zazdrościł im lecz sam nie miał dość mocy aby stworzyć własną rasę. Postanowił w bardzo sprytny sposób ją pozyskać. Swoimi sztuczkami i mocą oczarował grupę elfów, których później sprowadził do swej podziemnej cytadeli. Tam zmienił ich za pomocę swej magii tworząc drowy. W tamtych czasach powstała jeszcze jedna rasa. Było to dziełem bardziej głupoty niż zamierzonym. Grupa młodych ciekawskich krasnoludów wyszła na powierzchnię zaciekawionych odgłosami pochodzącymi z powierzchni. Te głosy okazały się dla nich nieszczęśliwie odgłosami walki Torma i Malada. Porażeni negatywnymi uczuciami nienawiści i zaciekłości promieniującymi z obu bogów zmienili się nie do poznania. Ich skóra poszarzała a brody i włosy stały się białe. Szybko uciekli z pola walki, lecz nigdy nie wrócili już do swego narodu. Stworzyli własne miasta i nienawidziły swych kuzynów. Tak powstały duergary. Po walce, bogowie ujrzawszy zniszczenie, które spowodowane zostały przez ich dumę zwątpili w słuszność dalszej walki. Zebrali się na specjalnej radzie mającej zakończyć te szaleństwo. Lecz nie wszyscy zjawili się na niej. Nie pojawił się Malad, który stwierdził, że nigdy nie zawrze pokoju z Tormem. Po swych oświadczynach udał się do swej górskiej twierdzy, aby tam wraz z swymi orkami układać plany przejęcia Lodor na własnośc. Bogowie na radzie zwanej Radą Ostatecznego Pokoju zdecydowali, że nie mogą dłużej przebywać w materialnym świecie. Unur, najmędrszy z bogów, który radzie przewodniczył stwierdził, że ta ziemia wystarczająco ucierpiała z ich rąk. Zaproponował stworzenie pewnego rodzaju wymiaru, który stałby się ich domem. Mogliby od teraz tylko pośrednio wpływać na ten świat a związane byłoby to z liczbą ich wyznawców. Bogowie zgodzili się na to i wspólnymi siłami stworzyli ów wymiar nazywany na Studni Dusz Domem Bogów. Pozostała im jeszcze kwestia Malada, który opierał się bardzo temu przedsięwzięciu, lecz nie mógł oprzeć się połączonej sile dwunastu bogów. Po tych burzliwych czasach zaczęła się Era Śmiertelników.

Brak bezpośredniej ingerencji Bogów w życie sprawił, że śmiertelni stali się oni zbyt pewni siebie i pozwalali sobie na coraz śmielsze czyny. Jak niegdyś ich stwórcy, zaczęli walczyć między sobą o wpływy. Zaniepokojeni bogowie posłużyli się swoimi awatarami, aby napomnieć śmiertelników, ale to nie dało spodziewanych rezultatów. W końcu zaczęli odmawiać jakiejkolwiek pomocy śmiertelnikom, skazując wielu z nich na wieczną śmierć. Z czasem sytuacja się uspokoiła i bóstwa znów spojrzały przychylnym okiem na swoje twory. Już się zdawało, że wszystko wróci do porządku, jednak ubytek boskiej energii był dla bogów coraz dotkliwszy. Okazało się, że był on spowodowany narodzinami dwóch bliźniaczych córek Calyril – Andarei i Seyome. Bardzo niezadowolony z tego wydarzenia był Malad, mimo tego, że jego efekty dotknęły go w najmniejszym stopniu. Zirytowany Fradoc za utratę części swojej mocy obwinił Unura – sądził, że gdyby nie dał się przekonać na uczestniczenie w tworzeniu Domu Bogów, nie musiałby teraz dzielić swojej mocy z dwoma młodymi boginkami. A była to po części prawda. Mistrz Kłamstw udał się do twierdzy Malada, gdzie wspólnie uknuli straszliwy plan.
Fradoc, dzierżąc Sztylet Śmierci, potężny artefakt stworzony przez Władcę Umarłych, zamordował Unura. Po raz pierwszy w dziejach Studni Dusz umarł Bóg. Jego zabójca, obawiając się odwetu ze strony innych bogów, umknął z Domu Bogów do siedziby Malada. Tak oto Malad zemścił się na Unurze za doprowadzenie do pokoju między bogami. Oczekiwał teraz nadejścia kolejnej wojny.
Torm, który był najsilniejszym z dobrych Bóstw, zdecydował, aby zwołać wszystkich pozostałych Wiecznych, by się przeciwstawić knowaniom Malada i zdradzieckiego Fradoca.
Na Naradę stawili się wszyscy bogowie, poza Oweodd’em, który nie został zaproszony, gdyż obawiano się, że może w tajemnicy współdziałać ze swoim ojcem, Maladem. Nie było tam Valdorosa, który żył w niezgodzie ze wszystkimi, a może raczej nie-żył, ponieważ naprawdę nie był bogiem, a jedtni pradawnym wampirem. Nikt także nie zasmucił się nieobecnością Belulasa, choć z drugiej strony sam w sobie upadek Arcymaga budził niepokój – Belulas utracił swój boski status za sprawą rozpowszechnienia się wśród drowów kultu Pajęczej Królowej. Pozostał on nieśmiertelny, ale nie posiadał już żadnych, właściwym bogom, mocy. W Podmroku zaczęło się panowanie Lolth, jednak nie wszystkie drowy zaakceptowały boginię.
W gronie Bóstw pojawiła się za to Seyome, córka Calyril. Torm miał już wobec niej obmyślony plan. Obrady rozpoczęły się.
Zniknięcie Mędrca Bogów doprowadziło do wielkiego chaosu. Przywrócenie równowagi znów wymagało od Nieśmiertelnych dużego poświęcenia. Torm, wspólnie z Uronią i Rimyrem uznali Seyome jako Boginię i przekazali jej część swojej mocy. Tym sposobem pustka po zniknięciu Unura została zapełniona, a bogowie zyskali sojuszniczkę. Seyome została przepełniona dobrą energią, którą obiecała wykorzystywać, aby chronić najniewinniejsze istoty - matki i dzieci.
Podczas trwania obrad Fradoc zakradł się do Domu Bogów. Zadaniem boga-skrytobójcy było uśmiercenie córek Calyril, które miały być pozostawione na ten czas bez opieki swoich boskich rodziców. Malad był pewien, że bogowie nie zaproszą boginek na swoje zebranie, ale tylko w połowie miał rację. Fradoc spotkał tylko jedną z sióstr - Andareę. Był jednak tak otumaniony jej pięknem, że zaniechał swoich zbrodniczych zamiarów. Pod wpływem jej zalotnego spojrzenia, natychmiast zdecydował się ją porwać - wziął ją na ręce i zniknął z szybkością wiatru. Malad nie był zadowolony z postępku Fradoca, jednak niewątpliwie go potrzebował, więc skomentował jego wyczyn jedynie kilkoma gniewnymi słowami.
Sama boginka z czasem przypadła do gustu Władcy Umarłych - była przepełniona zazdrością - uważała, że jej siostra była lepiej traktowana przez Bogów. Kiedy dowiedziała się o uczynieniu Seyome boginią zapałała gniewem i nienawiścią. Z upływem czasu, z więźnia, stała się panią twierdzy Malada.
Porwanie Andarei uświadomiło zgromadzonym Bogom ich bezsilność.. Torm, Rimyr i Uronia byli wyczerpani powołaniem do istnienia nowej Bogini - nie byli już tak potężni jak w dawnych czasach. Pozostali zdecydowali się zbierać siły, aby odeprzeć kolejny cios wroga. Tymczasem Somry, który był ojcem sióstr, zdecydował się rozprawić z Maladem w pojedynkę. Porwanie jego córki doprowadziło go do szału - nie pytając i nie mówiąc nic nikomu, chwycił za swój topór i udał się, aby walczyć przeciw Panu Śmierci.
Szalony bóg wojny był w tamtej chwili najsilniejszym z przeciwników Malada. Władca Umarłych, nie doceniając jego siły, przyjął wyzwanie. Chwycił sztylet, który stworzył dla Fradoca (była w nim zamknięta duża część boskiej mocy Malada), a w jego rękach przemienił się on natychmiast w miecz dwuręczny.
Było to największe starcie między Bogami od czasów walki Malada z Tormem. Somry świetnie walczył, ale plugawy wielki miecz po każdym trafieniu kradł część jego sił. Nagle stało się coś nieoczekiwanego - w potężnej eksplozji ostrze Miecza Śmierci roztrzaskało się na tysiąc części. Już się wydawało, że obaj bogowie zginęli, jednak Malad ocalał.
Smierć kolejnego bóstwa nieoczekiwanie wykorzystała Andarea, która uwodząc Fradoca, dała mu do zrozumienia, że powinna zostać Boginią. Malad nie oponował temu, jednak po walce był znacznie osłabiony - do wykonania tego zamierzenia była potrzebna pomoc jeszcze jednego boga. Wybór padł na Oweodd’a. Rozdrażnienie spowodowanie nie zaproszeniem go na Radę było warte wykorzystania. Doszedł do tego jeszcze urok Boginki, która także została „pokrzywdzona” przez bogów. Porywczy i namiętny Oweodd nie opierał się długo.
Tym sposobem Andarea stała się Boginią gorącą jak ogień, zmienną niczym wiatr oraz złą i bezwzględną, podobną do Malada.

Wydarzenia związane z Bóstwami musiały z czasem dotknąć śmiertelników - zgaśnięcie resztek boskiej iskry Unura i Somrego było kwestią czasu. Nadeszła wiec pora, aby nowe Boginie zyskały wyznawców.

Bogowie zaczęli także coraz bardziej ingerować z życie wyznawców. Malad, Fradoc i Andarea stworzyli Arcydemony, aby wpływać na śmiertelnych bez konieczności osobistego pojawiania się na Lodor.
Aby śmiertelnicy nie byli skazani na Cierpienie, Fałsz, Pokusę i Śmierć, Torm zdecydował o stworzeniu Archaniołów.
Pozostali bogowie byli bardzo zaniepokojeni, a postanowili za wszelką cenę nie dopuścić do walki. Powstali Słudzy: Słońca, Księżyca, Czasu i Natury, zrobią wszystko aby zachować równowagę.

Puril, który zawsze w ciężkich chwilach służył bogom dobrą radą, stawał się teraz coraz bardziej skryty. Wraz z opieką nad magią przejął także mroczne dziedzictwo Belulasa, które zaczęło mu poważnie ciążyć. Prawdopodobnie jedynym zadowolonym z Nieśmiertelnych był Vardolos, bowiem stawał się coraz silniejszy, choć bogowie nadal nie traktowali go jako równego sobie.
Malad nie był już tak pewien swojej siły, jak niegdyś. Miał przeciwko sobie Torma, którego nienawidził od wieków; Uronię, z której ślepej wiary w sprawiedliwość drwił przy byle okazji oraz Rimyra, który walczył z nim z braku innych, godnych siebie przeciwników. Ten ostatni po prostu lubił walczyć. To sprawiło, że Pan Śmierci darzył Boga Wojny szacunkiem jako, jedynego z przeciwników... I zapewne chętnie ujrzałby jego młot po swojej stronie. Wiedział jednak, że Twórca Gór nie opuści sojuszników bez naprawdę poważnego powodu. Do starych wrogów Pana Śmierci dołączyła nowa Bogini - Seyome. Była prawdziwą solą w oku Władcy Umarłych. Jej wyznawcy nieśli bezinteresowną pomoc innym. Uzdrawiali, leczyli wszelkie rany, choroby i dolegliwości. A przecież Malad chciał widzieć śmiertelników słabymi, chorowitymi i umierającymi! Na taki jawny afront ze strony młodej Bogini pozwolić sobie nie mógł!
Malad wykuł nową broń, potężny miecz - Siewcę Zagłady. Przygotowywał się do wojny. Wojny, która miała wkrótce nadejść. Wydawało się, że stanie u jego boku Oweodd, jego syn. Polecił Andarei, by spróbowała wpłynąć na Pana Ognia, aby zdecydowanie opowiedział się po stronie zła i pomógł jej zgładzić jej bliźniaczą siostrę - Seyome. Odpowiedź Władcy Płomieni była jednak zdecydowana - nie zamierzał przyłożyć ręki do jakichkolwiek mrocznych knowań. Dumny twierdził, że jest ponad bezsensownymi walkami.
Andarea wpadła w furię, pałała chęcią zemsty wobec wyniosłego Oweodda. Porzuciła go i powróciła do swojego dawnego kochanka, Fradoca. Jego nie musiała szczególnie długo do niczego namawiać. Złodziej, Który Ukradł Lodor miał się całkiem dobrze, jak na niespokojne czasy. Przygotował sobie już do walki dwa sztylety - Cichą Śmierć i Ostrze Cienia. Raz już udało mu się zabić jednego z bogów i był pewien, że ma dość sił, aby spróbować ponownie. Teraz, nikt już nie był w stanie powstrzymać nadchodzącej katastrofy. Pani Pokus i Mistrz Kłamców nie śmieli jednak działać bez zgody Malada. Byli pewni, że naraziliby się na jego gniew robiąc samodzielnie pierwszy krok.
Władca Umarłych nie kazał im długo czekać. Tym razem postanowił uderzyć pełną mocą, rzucić na raz wszystkie dostępne siły. Wezwał do siebie Vardolosa, który to od dawna czekał na dzień, kiedy zamanifestuje swoją potęgę. Ponad wszystko chciał udowodnić, że nie jest gorszy od innych bóstw! Plan nie był skomplikowany. Najpierw zabicie Torma. Potem kolejno reszta. Istotnie, plan był genialny w swojej prostocie. Bez Świętego Wojownika sprzymierzeni bogowie staliby na przegranej pozycji, nawet mając bardzo znaczące w ważeniu sił wsparcia Boga Wojny - Rimyra. Z drugiej strony, ryzyko nadal było duże. Było pewne, że kiedy Torm znajdzie się w niebezpieczeństwie, pozostali natychmiast przybędą mu na ratunek. Mimo tego, Malad wiedział, że jego czas nastał, był gotów. Z trójką sprzymierzeńców Fradocem, Vardolosem i Andareą ruszyli na Domu Bogów. Miała to być ostateczna walka.
Szturm nie rozpoczął się zbyt brawurowo - zaskoczyło ich to, co zastali. Siedzibę bogów okryła gruba na kilometry, zamknięta powłoka lodu, zwarta i nieprzebyta. Nic nie mogło tam wejść ani nikt się wydostać. Jedno było pewne – nie udało się Torma zaskoczyć. Zdążył zjednoczyć bogów w słusznej sprawie. Uronia i Rimyr jak zawsze stanęli za nim murem. Skłonił też do pomocy Shyvę. Calyril zobowiązała się używać swych mocy, by uleczyć każdego, gdyby był o krok od śmierci. Seyome była za słaba by walczyć. Jej pokojowa natura nie pozwalała jej nawet patrzeć walkę, więc postanowiono, że będzie ona w tym czasie spoglądać na Lodor, by śmiertelni nadto nie ucierpieli.
A Puril i Oweodd? Przepadli bez wieści. Do Oweodda było to podobne i nikt nie był zdziwiony, ale Puril? Było to co najmniej niepokojące... W tamtej chwili powodów do niepokoju było jednak znacznie więcej, przy czym część z nich tuż za progiem Domu Bogów.

Tak oto stanęli naprzeciw siebie: Torm i Malad, Rimyr i Vardolos, Uronia i Fradoc, Shyvaa i Andarea. Z boku obserwowała Calyril, świadoma zagrożenia, jakie niesie ta konfrontacja. Gdzieś z oddali słychać było demoniczny śmiech Lolth, szczęśliwej widokiem "głupich naziemnych bóstw", zamierzających poważnie osłabić swoje siły…
Grzmot towarzyszący początkowi starcia Torma i Malada dał znak pozostałym by ruszylu do walki. Początkowo Rimyr walczył jak na weterana przystało i przechylał na swoją stronę szalę zwycięstwa w pojedynku, lecz w pewnej chwili Vardolos podstępnie go zranił. Z pierwszą kroplą krwi Boga Wojny jego przeciwnik zaczął rosnąć w siłę.
Uronia podjęła trud wymierzenia sprawiedliwości Fradocowi, jednak ten był tak szybki i zwinny, że zadanie to ją przerosło. Mistrz Kłamstwa zwyczajnie bawił się z Uronią.
Bicz Andarei wymierzony w Shyvę smagał jedynie jej Lodową Tarczę.
Pani Życia, oglądając wszystko z boku, zrozumiała, iż napastnicy zyskują przewagę. Fradoc również zorientował się w sytuacji. Znudzony zabawą, szybko znalazł się za plecami Uronii... Bogini jako pierwsza padła na posadzkę boskiej siedziby. Fradoc zniknął.
Calyril ruszyła by ratować Uronię, lecz przeszywający ból serca zatrzymał ją w pół kroku. Matka poczuła chłód ostrza Kłamcy w sercu Seyome.
Wydawało się, że zwycięstwo napastników jest przesądzone. Wtedy, ku zdumieniu wszystkich, Shyvaa wpadła w niezwykły dla siebie gniew i jednym zaklęciem zamknęła swoją przeciwniczkę w lodowej kapsule. Jednak to zwycięstwo nie stłumiło to jej wzburzenia - wszyscy walczący powoli zaprzestawali walki czując, że nadchodzi nieprzewidywalne. Robiło się zimniej i zimniej, a najmniejszy ruch stawał się trudny i wymagał wiele wysiłku. Musieli opuścić broń, ledwo utrzymywali się na nogach, chwiejąc się groźnie smagani lodowatym wichrem. A gniew Shyva’y ciągle nie malał, nawet wobec ciszy jaka zaległa na placu boju.
Wtedy, poprzedzony wielkim hukiem i oślepiającym światłem wkroczył Oweodd. Pan Ognia uwolnił Andareę z lodowego więzienia, a gdy ta padła bez czucia Fradoc podniósł ją z posadzki i oboje zniknęli w mgnieniu oka.
Rozpoczęło się starcie żywiołów - potężna fala ognia napierała na fale lodu i mroźnego powietrza. Korzystając z zamieszania napastnicy oddalili się niezauważeni.
Malad znów był w swoim zamczysku. Był wściekły! Dwie rzeczy hamowały go przed furią. Pierwsza to sztylet w sercu Seyome. Przyprawiała go o mdłości. Ale nie będzie musiał dłużej jej znosić. Musiał także przyznać, że Vardolos świetnie się spisał. Zdołał powstrzymać Rimyra! Bóg Krwi rósł w siłę.
Pan Ognia tylko na chwilę przybył do zamku, spojrzał na Andareę i odszedł. Teraz został przy niej tylko Fradoc. Użyła całej swojej mocy przeciw Shyvaa. Nie było nikogo, kto mógłby i chciałby jej pomóc. A może było coś jeszcze?
Teraz wolno gasła w objęciach Fradoca, w którym ból straty przeradzał się w nieskończoną złość. W Domu Bogów zapanował smutek. W sercu Pani Natury żal po stracie Seyome mieszał się z bólem świadomości, że druga z bliźniaczek, Andarea, odchodzi. Jednakże pojawiły się też dobre nowiny - Uronia odzyskała już większość sił i powrócił Puril, któremu udało się zdjąć z barków ciężar, jakim była dla niego magia.
Długie medytacje pozwoliły mu oczyść swego ducha, a jak się po chwili okazało, nie wrócił sam. Przybył z nim nowy bóg - Zelwinge. Przypominał bogom Belulasa, lecz nie było w nim zła. Okazał się bezstronnym, a sensem jego istnienia stałą się opieka nad magią. Szybko został zaakceptowany i obdarzony sympatią bóstw.
Dzięki Panu Magii bogowie odkryli, że esencje ducha Seyome i Andarei nadal krążą w boskiej siedzibie. Za jego radami Tormowi i Uronii udało się je pochwycić i scalić.
Tak powstała Frinna. Nowa bogini wprawiła bogów w zdumienie. Istota ta, wesoła i figlarna, kochająca zabawę, nie znosiła trosk i zgryzot, jak Seyome. Dla niej liczyła się nade wszystko radość życia. Kochała figle i psoty, lecz nie te, które mogłyby kogoś zranić czy zapewnić jej zyski, co odróżniało ją od Andarei. Szturmem zdobyła serca mieszkańców Domu Bogów. Nawet zbolałe serce Calyril goiło się, czując, że to, co kochała najbardziej w swych córkach, nadal jest przy niej.
Wieść o jej powstaniu od razu odczuli mroczni bogowie, jednak uznali ją za twór zupełnie nieszkodliwy i szybko stracili dla niej jakiekolwiek zainteresowanie.
Również Zelwinge, po tym jak Fradoc spędził trochę czasu szpiegując opiekuna magii, został zaakceptowany przez pozostałych.
Sytuacja w świecie bogów ustabilizowała się i każdy powrócił do swoich zajęć. Jedynie Fradoc pozostawał odmieniony, a w głęboko jego oczach tlił się nadal ciemny ogień gniewu.


zmiany merytoryczne

  • za pomocą komentarzu wstępnego został podkreślony charakter powyższych tekstów jako bajań, mitologii, a nie wiedzy naukowe, czy prawdy aksjomatycznej, znanej bądź nieznanej postaciom

kwestie autorskie

  • pierwotnie "Historia Świata" jest autorstwa Solvara (tekst kończący się słowami "Po tych burzliwych czasach zaczęła się Era Śmiertelników."), reszta to pierwotnie "Historia Bóstw", która została spisana przez Dantego oraz Matheriousa. Komentarz wstępny mój, Krona Wereoaka
Advertisement